Szukaj na tym blogu

piątek, 30 grudnia 2011

Koniec roku

Ten rok nie należał do najlepszych... Ale nie o tym, choć pokuszę się o przytoczenie sms'a, którego dzisiaj otrzymałam od koleżanki w związku z nadchodzącym sylwestrem, cytuje: "Hej. Mam złe wiadomości, byłam przekonana, że S. zaprasza Cię na sylwka, a okazuje się, że ogranicza mocno liczbę gości i nie byłaś zaproszona, głupio wyszło, przepraszam". Podsumowując - nie ma to jak niesprawdzone wiadomości, a swoją drogą, jeśli sam organizator mnie nie zaprasza, to raczej nie wybrałabym się na taką imprezę, choć w tym przypadku miałam nawet ochotę, ale z drugiej strony jednak i tak wolałabym spędzić ten wieczór z rodziną. 
Z dobrych wydarzeń - żeby się nie rozpisywać, to może najważniejsze - 24 listopada około godz. 21.00. urodziła się moja siostrzenica, W. - jestem ciotką! Matko jedyna, ale ja jestem na to za młoda, hi hi :D :D :D
No dobra - to szczęśliwego Nowego Roku 2012 :)

poniedziałek, 28 listopada 2011

Czas umie biegać

Już prawie grudzień. Nie mam czasu kompletnie na nic :/ Tylko praca magisterska, studia, dom... I tak mi się kręci. Podobno dostałam stypendium - jeśli tak, to przynajmniej życie stanie się łatwiejsze, bo w końcu będę miała na bilet miesięczny, żeby dojechać na uczelnię. Nie marzę o tym, że coś zostanie z tego dla mnie, na moje "marzenia". Ale jeśli to prawda, że dostałam, to i tak niezmiernie się cieszę :) Zawsze coś :) Hura :)

wtorek, 1 listopada 2011

Święto Wszystkich Świętych

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą

Ks. Jan Twardowski

czwartek, 27 października 2011

Schizofrenia

Tylko po to uwolniłam się z objęć śmierci, która przed laty co wieczór opowiadała mi bajki na dobranoc, by z powrotem pozwolić się zakuć w kajdany niewoli i jeszcze cieszyć się, że wróciło się do normalności? I jeszcze wszystkim wokół za to dziękować? I przyznać się, że jednak warto żyć, kiedy każdy dzień krzyczy, że to nie prawda?
Co by odpowiedziało na to moje pogodne ja?
- Bo takie jest życie - szepce zza ucha.

wtorek, 18 października 2011

Siedzimy

Siedzę z przyjaciółką w sali i czekamy na zajęcia tzw. "Laboratorium magisterskie". Wczoraj wieczorem dostałam pierwsze dane do mojej pracy magisterskiej - nie mam bladego pojęcia co ja mam z nimi zrobić... 
Fajnie, że na uczelni jest internet - człowiek ma przynajmniej kontakt ze światem :)
Zobaczymy jak się dziś ułożą zajęcia - mam nadzieję, że już o 11.30 będę wolna i zmierzająca w kierunku domku :)

poniedziałek, 17 października 2011

Uratowane!

Udało mi się dzisiaj załatwić sprawę wagi najwyższej - mianowicie - naprawić moje ukochane botki. Są tak piękne, że nie ma takich słów, które by to oddały. No więc jutro ruszam w nich w świat :)

czwartek, 13 października 2011

Naprawiony, ale czy nie rozwalony?

Byłam dziś w serwisie z moim ukochanym telefonikiem - pan wymienił taśmę, która faktycznie była naderwana, ale tak jakby mi się wydawało, że przy otwieraniu coś ułamał, bo tak odprysnęło w powietrze dwa razy - rezultat - telefon źle się rozsuwa, a dokładnie za daleko się wysuwa. Boję się o niego i martwię niesamowicie. Zobaczymy, jak się nie unormuje to pójdę do niego jeszcze raz. A tym czasem - dobranoc.

środa, 12 października 2011

Udało się! Albo i nie...

W końcu zdobyłam pierwszą książkę do pracy magisterskiej. Musiałam jej szukać aż w Bibliotece Pedagogicznej. Ale od początku. Rano wywołałam straszną kłótnię między rodzicami, później serwis akurat dziś był czynny nie od 10, a od 12, następnie pojechałam do apteki odebrać zamówione leki i się okazało, że będą dopiero po 16, poszłam do biblioteki i gdy pani kończyła mnie zapisywać to dziwnym trafem padł cały system (na szczęście po upływie jakiś 20 minut już działał i udało mi się nawet książkę wypożyczyć), pojechałam z powrotem do serwisu - faktycznie, był już otwarty, ale paczka z zamówieniem nie doszła (w sobotę popsuł mi się mój kochany telefonik). Jakiś masakryczny ten dzień, nieprawdaż? 

wtorek, 11 października 2011

Metamorfoza

Właśnie uczyniłam mojemu blogowi metamorfozę. Szkoda tylko, że nikt jej nie zobaczy. Ale jest przynajmniej kolorowo i wesoło :) Dobranoc internecie - pożeraczu czasu.

Magistrancko

Jak mam zacząć pisać pracę magisterską, skoro nigdzie nie ma ani jednej książki związanej choćby minimalnie z tematyką tego, co mam wypocić?... Masakra...

poniedziałek, 10 października 2011

Fryta

Zastanawiam się, ile frytek pomieści człowiek mojej postury? I czy ktoś byłby w stanie mnie pokonać w ilości pochłoniętych frytów (moich ukochanych, choć niezdrowych strasznie). 
Wybory się odbyły, zmian nie było - sprzedali nas znowu... Rosja już podaje, że się bardzo cieszy, że wyszło tak źle dla naszego kraju, jak wyszło. Niemcy też. Czyżby kolejny rozbiór Polski?
Wszystko możliwe...

Kolejny dzień zmagań uniwersyteckich

Każdy dzień na uczelni jest straszny. Po 17,5 roku nauki kurde na prawdę się nie chce. A tu trzeba jeszcze napisać pracę magisterską... I jak to wszystko ogarnąć?... Ech...

niedziela, 9 października 2011

Po Babowieczorze

Źle nie było, już to, że zostałam zaproszona to dużo dla mnie znaczy. Ale powaliły mnie ceny i stroje moich znajomych - wyglądałam gorzej od szarej myszki... Ale czułam się normalnie będąc normalnie i mniej niż przeciętnie ubrana. Ogólnie było całkiem fajnie - ale ja taka nie jestem... Była to odmiana dla mnie, ale na dłuższą metę nie wybierałabym się na takowe wyjścia. No to tyle.

sobota, 8 października 2011

Babawieczór

Znajome dziewczyny zaprosiły mnie na imprezę - nie wiem co mam z tym zrobić... One chcą iść do najdroższych klubów, ale mnie na to nie koniecznie stać. Znowu będą odpicowane, a ja przy nich gorzej od kopciuszka wyglądam. Rozmawiać też nie bardzo mam o czym... U mnie nic się poza pracą i studiami nie dzieje... Co robić? Kiedyś już odmówiłam i później nigdzie mnie nie zapraszano, czy historia się powtórzy? Z jednej strony to nawet chciałabym pójść, ale mało że nie będę miała w nikim "koła ratunkowego", to jeszcze boję się, że będę znowu czuł się nieswojo... No i wychodzi na to, że nie umiem podejmować nawet najprostszej decyzji :/

czwartek, 6 października 2011

Gafa

Ale dzisiaj popełniłam gafę... Nie będę o niej pisać, bo mam straszne wyrzuty sumienia i jest mi cholernie głupio... Mam tylko nadzieję, że nikt nie będzie miał przeze mnie przykrości...

wtorek, 4 października 2011

Siedzę

Siedzę właśnie na uczelni i czekam na koleżankę i rozpoczęcie pierwszych zajęć. Czuję się podle, kolejny rok na uczelni to 18 rok nauki! Matko, ile to człowiek musi przesiedzieć w tych ławkach, ile napocić się, ile nadenerwować, żeby później i tak nie mieć pracy :/
Ale jak to mam w zwyczaju - powiem - jakoś to będzie :) / :(
No i siedzę dalej...

poniedziałek, 3 października 2011

Co dziś, a co jutro?... Masakra...

Dzisiaj miałam wizytę u dentysty z powodu ukruszonego zęba, nie było na szczęście aż tak źle. Ale jutro będzie gorzej - mam wizytę u dermatologa na którą czekałam prawie 4 miesiące a nie mogę na nią iść, bo mam cholernie trudne zajęcia... Wybór należy do mnie, ale czy tak na prawdę mam jakieś wyjście?... Masakra...

czwartek, 29 września 2011

Przemyślenia

Program The Voice of Poland skłonił mnie do przemyśleń... Bierze w nim udział Gabriel Fleszar - parę lat temu razem z siostrą ubóstwiałyśmy go. Chłopak wylądował "na bruku", kiedy skończył mu się kontrakt, ktoś go dorwał, gdy grał na ulicy w Kołobrzegu przy smażalni i zrobił mu parę zdjęć. O komentarzach nie będę mówić... Było mi cholernie smutno i źle, gdy czytałam o tym. Nie wiem, jakim jest człowiekiem, ale strasznie go szanuję. Facet ma potencjał, dla mnie jest wielki i musi zostać wielki również w oczach innych ludzi. Zamieszczam link do info w programie. Obiecuję, że jeśli tylko będę miała okazję to będę na niego głosować. Zachęcam, bo warto zainwestować te, powiedzmy, 5 zł w tego człowieka. Wielkie pozdro dla niego.

poniedziałek, 26 września 2011

Lubię to!

Fakt, współpraca z rodzicami to czysta przyjemność, nawet jeśli wiąże się to z ciężką i wyczerpującą pracą. Ale sam fakt przebywania z nimi i to, że mogę im jakoś pomóc to już cieszy. 
Przyznam się... Kocham ich ponad wszystko :*

niedziela, 25 września 2011

Pięknie było :)

Wczoraj młodsza siostra miała urodziny (nie zdradzę które :D). A dziś przyjechała starsza siostra z mężem i świętowaliśmy. Przed ich przyjazdem wybrałam się z młodszą na spacer nad rzekę, przez tory kolejowe, do lasku, zobaczyłyśmy też lej po bombie z czasów II Wojny Światowej. Fajnie było :) Uśmiałyśmy się przy tym po pachy, komary nas zjadły do połowy, ale warto było. Najważniejsze, że młodej się podobało - pełna satysfakcja :)
No i wielki urodzinowy buziak dla młodej :*

sobota, 24 września 2011

Hmm...

Myślenie czasami boli...
A swoją drogą - myślę, myślę... - może jechać dziś "na miasto"?

niedziela, 18 września 2011

Ciepły weekend

Dzisiaj mamy 18 września a jest tak fajnie ciepło... Mam nadzieję, że to jeszcze nie ostatni taki dzień w tym roku. Oby jak najdłużej tak było. 
Zaczynam kampanię reklamową produktów mojej rodzinnej "firmy". Oby zyski były jakieś z tego, bo ceny są w tym roku na takowe artykuły bardzo niewielkie, niestety :(
Trzymam kciuki za to, żeby wszystko się udało, czas ruszyć w teren - tylko muszę znaleźć towarzysza, bo sama się nie odważę chyba...

sobota, 17 września 2011

Takie jest życie...

Była opcja na dziś, żeby wyjechać ze znajomymi, ale jakoś nieswojo mi z tym, kasy brak, dużo roboty w domu, trochę problemu z dojazdem... Nie powiem, przykro mi z tego powodu, że nie jadę, tym bardziej, że organizator to mój przyjaciel i zawsze o mnie pamięta, bo z innymi to już bardzo różnie bywa... 
Ale fakt faktem, rodzina jest najważniejsza i muszę opiekować się rodzicami, którzy są chorzy, więc okres młodzieńczy został definitywnie zamknięty i trzeba się w końcu zachowywać jak dorosły... Ech...
Takie właśnie jest życie...

piątek, 9 września 2011

...

Czemu tak jest, że jak już dostanę jakieś zaproszenie, to jest zbyt późno na to, żeby się wybierać. Czasami kurde boli...

niedziela, 4 września 2011

Ostatnie ciepełko

Niedziela, popołudnie. Siedzę przed domem z lapkiem na kolanach, grzeje się w promieniach wrześniowego słońca. Kto wie, może to ostatni taki dzień w tym roku, kiedy temperatura osiągnęła około 25 st.C.
W piątak byłam na urodzinach pubu V. Niby wszystko ładnie, pięknie, ale jakoś nie było tematu do rozmowy z tymi wszystkimi ludźmi... Nie odnajduję się już w tym wszystkim i coraz ciężej mi jest się zdecydować na takowe wyjście z domu. To chyba oznaka, że się starzeje, czy jak? :/
Kiciuś położył się obok mnie, jakie on ma milutkie futerko... 
Trzeba by się zabrać za pisanie pracy magisterskiej, ale jak to ugryźć tego nikt już nie powiedział...
Dosyć tego marudzenia - jest piękny dzień, trzeba się nim cieszyć :)
No, to cieszę się, a kiciuś razem ze mną :D

czwartek, 1 września 2011

72 lata...

Dziś 1 września... A przecież 72 lata temu w ten sam dzień wybuchła II Wojna Światowa, której konsekwencje ciągną się do teraz i ciągnąć się na pewno będą jeszcze bardzo długo.
Młoda poszła do liceum - szkoda, że i ona musiała przez to przejść... Wszyscy bogaci itd., a ona tak jak i ja przed laty... Ech...
Jutro urodziny pubu V. Mam nadzieję, że w końcu się wyrwę, bo nigdzie nie wychodziłam od ponad 1,5 miesiąca...
Ok, nie mam "weny", spadam.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Jest poprawa :)

Już jest lepiej ze mną. Właśnie wróciłam ze spaceru z Mamusią i młodszą siostrą. Fajna sprawa taki spacer rodzinny :)
Mam nadzieję, że niedługo uda mi się wybrać gdzieś "do ludzi", może nawet na jakąś imprezę?...

piątek, 19 sierpnia 2011

Chora...

Już od tygodnia leżę chora i jest coraz gorzej... Siostra moja młodsza już drugi tydzień, i pomału zaczyna mnie to przerażać. Żadne leki nie pomagają. Dziś wymyśliłam, że może wysmaruję się olejkiem kamforowym - mam nadzieję, że pomoże, bo tak mnie bolą płuca i krtań, że często zaczynam się po prostu dusić.

sobota, 13 sierpnia 2011

Wróciłam

Wróciłam już pięć dni temu, ale jakoś nie miałam weny do uruchamiania komputera. Po prostu mi się nie chciało.
Wyjazd po prostu bajeczny. Szersze opisy później, jak będzie mi się chciało, bo póki co, szaleje burza nade mną i muszę neta wyłączyć.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Wyjazd

Jutro jedziemy! To znaczy ja i Młoda. Ciekawe jak to będzie... Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i że najgorsza sprawa z dojazdem, okaże się pestką. 
Mam ostatnio tyle roboty, że kompletnie nie mam czasu pisać. 
Dziś zaczyna się Woodstock... Wszyscy znajomi pojechali, a mnie tam nie ma :/ Nie powiem, smutno mi jak cholera... Ale jakoś, mam nadzieję, to przetrwam.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Powstanie

Zapomniałam, dziś rocznica powstania Warszawskiego.
Możliwe, że już za niecały tydzień będziemy z Młodą w Wawie.
Będzie się działo :) Ale ją wyprowadzę w "pole" :D :D :D

Bu...

Wszystko fajnie, pięknie... Szkoda tylko, że tatko się tak niepotrzebnie denerwuje bez powodu, a przez to wprowadza mamę i nas w stan "poddenerwowania", nazwijmy to tak. 
A placki z cukinii bardzo pychotne mi wyszły :)
Jutro dzień zakupowy. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko jakoś ogarnąć. Niestety dzień otwiera dentysta (czytaj - sadysta).

niedziela, 31 lipca 2011

Streszczenie

Wczorajszy dzień był bardzo pracowity. Od rana sprzątałam, gotowałam, ciasto upiekłam, które zresztą dzisiaj się przydało, bo przyjechał kuzyn z dziećmi i zostało wchłonięte w całości. Miało być zdjęcie mojej pięknie wyrośniętej szarlotki, ale nie zdążyłam nawet go zrobić, tak szybko znikło :)
Wieczorem wybrałam się na miasto. Oczywiście zostałam tylko do ostatniego autobusu o 22.40, bo inaczej nie miałabym jak wrócić, ale i tak było fajnie. Wypiłam 2 piwa "Specjal" niepasteryzowany, po czym poziom humoru gwałtownie mi wzrósł. Myślałam, że dziś będzie znowu kac, jak zazwyczaj po 1 czy 2 piwach, ale o dziwo nic takowego się nie pojawiło. 
Dzisiaj od rana śmigałam, no bo najpierw do kościółka trzeba, potem kuzyn przyjechał (a właściwie jeszcze przed nami przyjechał, bo gdy wróciliśmy ze mszy to już czekał pod bramą), potem obiadek (ale to już mamy sprawka), zbieranie ogórków, buraki (niestety, nawet w niedzielę jak jest sezon nie można sobie pozwolić na leniuchowanie; takie życie), potem zagniotłam pizzę (pyszna była, oj pyszna :D), na sam koniec odwiedziłam zwierzaki - dałam im jeść, pić trzeba było po nich posprzątać itp. itd. No, i kolejny dzień z głowy. Ale fajnie ten czas mi minął, na pewno nie mam na co narzekać :)
Przy okazji perspektywa wyjazdu na wschód staje się coraz bardziej realna, co niezmiernie mnie cieszy. Jedyny problem to to, że żniwa jeszcze się nie zaczęły, a mogą się urzeczywistnić właśnie w terminie mojego wojażu. 
Podsumowując, cały weekend był niezmiernie ciekawy i na pewno bardzo satysfakcjonujący. Oby tak dalej :)

piątek, 29 lipca 2011

Mufinki

Po całym dniu pracy czas na moje ulubione gotowanie / pieczenie. Dziś mufinki :) Mniam :D :P


czwartek, 28 lipca 2011

Ile jeszcze deszczu może spaść? Jest już tak masakrycznie mokro, że nawet w butach gumowych ciężko się poruszać. Swoją drogą, będę miała ciekawe wyniki badań z tego 2011 roku. 
W domu... normalnie, choć przez tą pogodę z lekka smętnie. Do południa można powiedzieć, że nie padało, więc większość roboty wtedy udało mi się zrobić. A po południu znowu się rozpadało, więc chata nasza.

środa, 27 lipca 2011

Pada...

Kolejny dzień z rzędu pada... Wody jest tyle, że człowiekowi zostają buty w błocie. Woda wciska się wszędzie, gdzie tylko może. Płynie poboczami, rowami, między grządkami. Na podwórku jest tyle kałuż, że ciężko się przez nie przedrzeć. 
Można by powiedzieć, że aniołki płaczą. Albo, że ktoś tam ma prostatę... 
Czuję się jakbym cały czas spała i to wszystko tylko mi się śniło. Nie lubię tego uczucia :/
Brak słońca; nie wytwarza się w skórze witamina D3 (o ile dobrze pamiętam) i to już da się odczuć. Ponoć przez co najmniej pół tygodnia nie ma przestać... A gdzie ta piękna, słoneczna, upalna wakacyjna pogoda? I przygoda? A tak to się nie chce nawet tyłka z domu ruszać, bo zaraz jest się całym mokrym. 
Idę gotować obiad. Dziś placki ziemniaczane. Jakoś muszę polepszyć sobie humor.

wtorek, 26 lipca 2011

Ustalam trasy przejazdów. Szukam i szukam i coraz mniej wiem... Najgorzej, jak się chce dojechać tam, gdzie nic oprócz samochodu, roweru i autonóg nie dojeżdża. 
Zawsze jest opcja - złapać stopa w formie jakiejś furmanki, bodaj innej bryczki i błagać o litość i wskazanie właściwego kierunku.
Może się uda...
Zobaczymy.

A póki co - dobranoc. Dosyć na dziś. Stanowczo.

Barszczo - podobne danie

Obiad. Zupa buraczkowa. Nie mylić z barszczem. Zupa buraczkowa to pełnowartościowe danie. Wiąże ze sobą zarówno barszcz na pierwsze, jak i ziemniaki na drugie danie. Posilisz się nią, ale także lekko przetrawisz. Żołądek nie będzie cię bolał, a najesz się. 
Vizorek sprawdza się wyśmienicie, jak do tej pory. None stop oglądam teledyski, a wieczorami filmy. 
Robota od samego rana wrze. Szkoda tylko, że z każdym dniem mam coraz mniej sił... Już połowa wakacji za nami, a ja jeszcze ani chwili nie miałam na odpoczynek. Muszę sobie wygospodarować jakiś weekend tylko dla siebie. No bo później trzeba już zacząć pisać pracę magisterską... Póki co nie mam pojęcia w żadnym koloże, jak zabrać się do tego.
Ok, czas spadać do roboty.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Spać...

Już prawie północ. W końcu uporałam się ze wszystkimi rzeczami, które zalegały w ciągu dzisiejszego wieczoru. Nie mam już siły na nic. Ale muszę coś przeczytać, bo inaczej teoretycznie nie zasnę. Choć czuję, że dzisiaj nie miałabym z tym najmniejszego problemu. 

Do kogo by się tu dziś przytulić?
Hmm... Trudny wybór.
Ok, dzisiaj przytulam się do poduszki.
Biedna poduszka.
Przez tyle lat stała się już prawie płaska.
Dobranoc.

Kolacyja filmowa

Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo pracowity. Od rana coś robiłam i to w dużych ilościach. 
Jestem zmęczona...
A na kolację zrobiłam frytki, także w dużych ilościach, oraz ogórki - pseudo mizerię, bo to tylko pokrajane ogórki - tak dla zdrowia.
A teraz oglądam z rodzicami film - ok, przesadziłam, ale na usprawiedliwienie dodam, że przecież nie wiedziałam, co im puszczam. Śmieszne. Ale i zboczone. Ok, wracam do oglądania i pilnowania frytek na gazie.

niedziela, 24 lipca 2011

Konsumpcjonizm

Tak, zakup takiego bajeranckiego telewizora to strzał w dziesiątkę. Do tej pory widziałam twarz osoby na dole ekranu, a nogi na górze, bo obraz dzielił się na dwa pasy i do tego jeszcze na odwrót - jakby do góry nogami. Teraz wizja jest tak piękna, że nie chce się oczu od niego odrywać. Głośnik też wyjątkowo dobrze daje. "Raj dla par" chyba się rodzince spodobał, bo śmiali się. 

Dzisiaj cały dzień strasznie boli mnie głowa, od samego rana...
Jeszcze tylko parę stron książki i idę spać. Niby cały dzień nic nie robiłam, a zmęczona jestem strasznie.


A to małe balonowo, żeby sny były kolorowe. Brnoc :P

:)

Przyjechała siostra z mężem. Vizorek się im podoba, tak samo, jak i nam. Siostra robi się już pomału kulista, znak, że "Obcy" rośnie i ma się dobrze. 
Nauczyłam się już jako tako obsługi. Umiem uruchamiać wszystko, co do szczęścia człowiekowi potrzebne. Właśnie zgrywam film na pędraka na dzisiejszy wieczór. Co powiecie na "Raj dla par"? Widziałam, więc wiem, że wesołe i że warto pokazać rodzince.
Zaraz będzie kolacja, nie ukrywam - zgłodniałam. 

Vizja

Jest!
Jest piękny!
Taki nowiutki, lśniący, duży i wyraźny!
Na imię mu SONY Bravia.
Cała kasa poszła... Ale pierwszy raz od wielu dni, od kiedy popsuł się spadek po babci, czyli nasz staruszek kochany, mogłam coś obejrzeć w TV :D

Gruchanie

Dziś około 5.30 rano obudziło mnie gruchanie. Dwa gołębie siedziały na gałęzi i uparcie gruchały do siebie nie dając mi nawet w niedzielę spać. Zajęłam się czytaniem książki. Nudna, ale czymś musiałam się zająć, aż do teraz. Właśnie jem śniadanie. Zaraz trzeba będzie się ubrać i na coniedzielną mszę. Jest dosyć ciepło i zastanawiam się, co ubrać. Pierwotny plan był taki, że włożę spodnie na kant i jakąś bluzkę, ale teraz już sama nie wiem. 
Mama szykuje właśnie śniadanie, ja skończyłam płatki.
- Tylko tyle? Nie dasz rady telewizora nieść - mówi do mnie.
Dziś wielki dzień - będziemy kupować telewizor. 
- I. wstawaj, mięsko Ci krajam chudziutkie. Chyba napiszę książkę "Skazana na boczek" - śmieje się.
- Co ja tam nawłączałam w tym telefonie - próbowała zadzwonić do siostry mężatki. - Nawet internet uruchomiłam - śmieje się.
- Zrób mi kawy kobieto - śmieję się do Mamusi. Mówi, że już jej wypiłam cały słoiczek i że nie dostanę. Normalnie nie piję kawy, ale, że wstałam tak wcześnie to nawet mam ochotę. Ale i tak nie napiję się. Jeśli piję to albo mleko, albo herbatę cytrynową. 
Jeść jeszcze, czy już wystarczy? W co się ubrać? Cóż za wzniosłe pytania o świcie :D
Muszę się pozbierać w jeden kawałek i ruszyć z miejsca, choć wcale mi się nie chce. Choć dziś jest niedziela, to czeka mnie pełno roboty. Kolejny dzień ogórkowych żniw. Lubię to, choć dziwnie to może wyglądać z innej perspektywy.
Ok, lecę obudzić siostrę i Tatusia. Czas wstawać i wracać do świata żywych. 

sobota, 23 lipca 2011

Dobranoc

To nic, że mam mokre włosy. To nic, że za oknem pociąg próbuje ruszyć z bocznicy z ogromnym ładunkiem i okropnie sapie, bo widać mu za ciężko. To nic, że zjadłam już prawie wszystko słodkie, co miałam.
Kładę się do łóżka i zabieram się za codzienną lekturę. Chociaż najchętniej przytuliłabym głowę do poduszki i zasnęła. Ale dzień bez książki, to dzień stracony. Muszę choć parę stron przeczytać, bo inaczej nie zasnę, choćbym nie wiem jak zmęczona była. Szkoda tylko, że cały czas się męczę nad jedną książką - ale jestem uparta, choć jest jeszcze bardziej nudna, niż ja, ale skończę ją. I kropka. 

Zakładam serwis!

Naprawiłam wagę elektroniczną! Zakładam serwis :D Zarobiłam za to dodatkowego cukierka - Michałka Zamkowego, mojego ulubionego. Taki cukierek od mamy to cenniejsze, niż bym kasę dostała :)
Szkoda, że tak mało osób umie się cieszyć z drobnych rzeczy, a przecież to jest najpiękniejsze w życiu - chwile...

Zmrok

Lubię patrzeć na zachodzące Słońce. Każdy koniec to początek czegoś innego, nie koniecznie złego. 

Martwię się o zdrowie moich kochanych rodziców... Oboje mieli bardzo ciężkie życie. Wszystko, co mają to praca ich rąk. 

A świat jest bezlitosny. Biedni są coraz bardziej biedni, a bogaci coraz bardziej bogaci. Dzisiaj kuzyn pyta się mnie SMS'em czy nie wybieram się na imprezę. Ciekawe za co... On ma kasę, a do tego jeszcze nie mało zarabia więc dla niego to nie problem. U mnie niestety to spory wydatek, więc nawet raz w miesiącu to już dużo. Jak byłam jeszcze w liceum, czy nawet na początku licencjatu, nie zwracałam tak na to uwagi - pieniądze - raz są, raz ich nie ma. I tyle. Ale teraz widzę, jak ciężko jest rodzicom utrzymać nas na powierzchni i doceniam każdą złotówkę, którą mam. Fakt, dopiero z wiekiem człowiek docenia pracę i każdy zarobiony grosz, bo widzi jak jest ciężko nazbierać na wszystkie opłaty i jeszcze coś odłożyć. Mieszkam na wsi, więc mentalność tu jest inna - każdy ma odłożony grosz na czarną godzinę, na ślub dziecka itp. Ludzie w mieście kompletnie się tym nie przejmują - brakuje - idą po kredyt. Kupują gazety, gry, kosmetyki, jedzą na mieście, kupują masę niepotrzebnych im rzeczy, które i tak za chwile lądują w śmietniku. 
Ja nie mam kosmetyków - antyperspirant, 2 lakiery do paznokci, perfum, kredka i tusz. To wszystko. No bo i po co więcej? Pan Bóg stworzył nas takimi, żebyśmy jak najpiękniej wyglądali. A to całe farbowanie włosów, operacje plastyczne itp. to po prostu poprawianie Stwórcy. A i tak nigdy nie będziemy piękniejsi niż jesteśmy. 

Podobno marudzę - tak mówi jeden z moich znajomych. A więc koniec marudzenia na dziś. I tak za długo tu siedziałam, bo oczy już mnie pieką. Gorąca kąpiel i do łóżka, ale jeszcze i tak poczytam. Dzień bez książki to zmarnowany dzień :)

Już jestem

Tak sobie teraz myślałam, że pisanie tu o sobie to jakby nie patrzeć próżność... 
Ale jakoś tak nie pełnie by to chyba wyglądało, gdybym nawet paru zdań nie napisała.
A więc pochodzę z małej miejscowości, co tu ukrywać - z wioski. Wioska ta leży jak to mówią w telewizji, nieopodal dużego miasta, ale jak dla mnie duże to ono nie jest. No bo i nasza stolica tak naprawdę nie jest za ogromna. 
Za rok o tej porze mam nadzieję, że będę już magistrem. Ale do tego jeszcze długa i wyczerpująca droga...
Pracy nie mam. Żyje ze stypendium socjalnego, więc można sobie wyobrazić jak niewielkie są to pieniądze. W praktyce przekłada się to na dwa bilety miesięczne, które muszę kupić, żeby dojechać na uczelnię i jedno doładowanie konta za 30 PLN w sieci Plus na miesiąc. Ale tak naprawdę to czego człowiekowi trzeba? Coś zjeść, żeby brzuch nie rozmawiał z tobą przez cały dzień. Coś ubrać, żeby inni nie śmieli się z boczków, które zaczynają mi się robić - 3 pary spodni, parę bluzek, koszulek, pare par butów w zależności od pory roku i wystarczy. Na komputer odłożyłam sama - miesięcznie każde drobniaki ze stypendium i przez wszystkie lata studiowania udało się nazbierać na najtańszą wersję. 
Marzeń nie mam. One i tak się nie spełniają. W moim wieku człowiek musi zająć się pomału rodziną. O ile się ją ma... Jak na razie mam na myśli mamusię, tatusia i siostrę. 
O! Znalazło się i marzenie - chciałabym znaleźć po studiach pracę z godziwą wypłatą, żeby móc się w końcu dołożyć do opłat domowych, żeby rodzicom było lżej w końcu i zasponsorować siostrze kurs języka angielskiego, to chyba wszystko :)

Właśnie kuzynka się do mnie dobija na fb. Jeśli będą błędy, to przepraszam.

Chłopaka nie mam. Bo przecież najważniejsza zawsze jest nauka i wykształcenie, a na głupoty przyjdzie jeszcze czas. Co prawa, to prawda, ale mam już tyle ile mam lat, a ciągle jestem sama...
Na imprezach za często mnie spotkać nie można. Miałam okazję na bardzo fajną imprezę wczoraj, ale po pracy nie dałam już rady się ruszać... Dzisiaj też nic nie dałam rady już robić, strasznie bolał mnie brzuch, bo wczoraj przerzuciłam około 200 kg...
Ale ogólnie nie mam co narzekać - jestem zadowolona z życia. Nie mam wolnego czasu, cały czas pracuję, ale mam kochającą rodzinę i wszystko, co przynajmniej kiedyś było potrzebne do szczęścia, bo niestety teraz człowiek chce coraz więcej i sprawdza się, że "im więcej masz, tym więcej chcesz"...

Siostra w pokoju obok podśpiewuje jakieś piosenki... Idzie dopiero do liceum, fajnie. Całe życie przed nią. Moja starsza siostra ma już rodzinę. Spodziewa się dziecka.

Kurcze, worek się rozwiązał... Dzisiaj do mnie piszą same panny z dzieckiem, które albo chcą, albo nie bardzo, brać ślub z tatusiami ich maleństw... Smutne to, ale taka jest nasza rzeczywistość - zrobić baby to nie problem, ale później je wychować w tym kraju i samemu mieć na chleb, to już kosmiczny problem... Ech... Z tego punktu widzenia, to nawet wolę być sama.

Dobra, to nie ma sensu. Gubię się w zeznaniach. Może później nasmaruję coś. Na razie koniec.

Zachodzi słońce

Właśnie dałam się skusić i zaczynam pisać bloga. Nie wiem czy to rozsądne w mojej sytuacji życiowej, ale pod wpływem emocji, jakie wywołała we mnie książka pewnej młodej dziewczyny, postanowiłam, że jednak w to wchodzę. 
Moje życie jest nudne, jak flaki z olejem, dlatego mam pewność, że nikt tego czytać nie będzie. A więc czując się anonimowo mogę sobie na to pozwolić. 
Słońce zachodzi, idzie noc, a robota jeszcze nie do końca skończona. Wrócę, jak skończę i może wtedy nie będę się śpieszyć...