Lubię patrzeć na zachodzące Słońce. Każdy koniec to początek czegoś innego, nie koniecznie złego.
Martwię się o zdrowie moich kochanych rodziców... Oboje mieli bardzo ciężkie życie. Wszystko, co mają to praca ich rąk.
A świat jest bezlitosny. Biedni są coraz bardziej biedni, a bogaci coraz bardziej bogaci. Dzisiaj kuzyn pyta się mnie SMS'em czy nie wybieram się na imprezę. Ciekawe za co... On ma kasę, a do tego jeszcze nie mało zarabia więc dla niego to nie problem. U mnie niestety to spory wydatek, więc nawet raz w miesiącu to już dużo. Jak byłam jeszcze w liceum, czy nawet na początku licencjatu, nie zwracałam tak na to uwagi - pieniądze - raz są, raz ich nie ma. I tyle. Ale teraz widzę, jak ciężko jest rodzicom utrzymać nas na powierzchni i doceniam każdą złotówkę, którą mam. Fakt, dopiero z wiekiem człowiek docenia pracę i każdy zarobiony grosz, bo widzi jak jest ciężko nazbierać na wszystkie opłaty i jeszcze coś odłożyć. Mieszkam na wsi, więc mentalność tu jest inna - każdy ma odłożony grosz na czarną godzinę, na ślub dziecka itp. Ludzie w mieście kompletnie się tym nie przejmują - brakuje - idą po kredyt. Kupują gazety, gry, kosmetyki, jedzą na mieście, kupują masę niepotrzebnych im rzeczy, które i tak za chwile lądują w śmietniku.
Ja nie mam kosmetyków - antyperspirant, 2 lakiery do paznokci, perfum, kredka i tusz. To wszystko. No bo i po co więcej? Pan Bóg stworzył nas takimi, żebyśmy jak najpiękniej wyglądali. A to całe farbowanie włosów, operacje plastyczne itp. to po prostu poprawianie Stwórcy. A i tak nigdy nie będziemy piękniejsi niż jesteśmy.
Podobno marudzę - tak mówi jeden z moich znajomych. A więc koniec marudzenia na dziś. I tak za długo tu siedziałam, bo oczy już mnie pieką. Gorąca kąpiel i do łóżka, ale jeszcze i tak poczytam. Dzień bez książki to zmarnowany dzień :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz