Szukaj na tym blogu

niedziela, 24 lipca 2011

Gruchanie

Dziś około 5.30 rano obudziło mnie gruchanie. Dwa gołębie siedziały na gałęzi i uparcie gruchały do siebie nie dając mi nawet w niedzielę spać. Zajęłam się czytaniem książki. Nudna, ale czymś musiałam się zająć, aż do teraz. Właśnie jem śniadanie. Zaraz trzeba będzie się ubrać i na coniedzielną mszę. Jest dosyć ciepło i zastanawiam się, co ubrać. Pierwotny plan był taki, że włożę spodnie na kant i jakąś bluzkę, ale teraz już sama nie wiem. 
Mama szykuje właśnie śniadanie, ja skończyłam płatki.
- Tylko tyle? Nie dasz rady telewizora nieść - mówi do mnie.
Dziś wielki dzień - będziemy kupować telewizor. 
- I. wstawaj, mięsko Ci krajam chudziutkie. Chyba napiszę książkę "Skazana na boczek" - śmieje się.
- Co ja tam nawłączałam w tym telefonie - próbowała zadzwonić do siostry mężatki. - Nawet internet uruchomiłam - śmieje się.
- Zrób mi kawy kobieto - śmieję się do Mamusi. Mówi, że już jej wypiłam cały słoiczek i że nie dostanę. Normalnie nie piję kawy, ale, że wstałam tak wcześnie to nawet mam ochotę. Ale i tak nie napiję się. Jeśli piję to albo mleko, albo herbatę cytrynową. 
Jeść jeszcze, czy już wystarczy? W co się ubrać? Cóż za wzniosłe pytania o świcie :D
Muszę się pozbierać w jeden kawałek i ruszyć z miejsca, choć wcale mi się nie chce. Choć dziś jest niedziela, to czeka mnie pełno roboty. Kolejny dzień ogórkowych żniw. Lubię to, choć dziwnie to może wyglądać z innej perspektywy.
Ok, lecę obudzić siostrę i Tatusia. Czas wstawać i wracać do świata żywych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz