Szukaj na tym blogu

niedziela, 31 lipca 2011

Streszczenie

Wczorajszy dzień był bardzo pracowity. Od rana sprzątałam, gotowałam, ciasto upiekłam, które zresztą dzisiaj się przydało, bo przyjechał kuzyn z dziećmi i zostało wchłonięte w całości. Miało być zdjęcie mojej pięknie wyrośniętej szarlotki, ale nie zdążyłam nawet go zrobić, tak szybko znikło :)
Wieczorem wybrałam się na miasto. Oczywiście zostałam tylko do ostatniego autobusu o 22.40, bo inaczej nie miałabym jak wrócić, ale i tak było fajnie. Wypiłam 2 piwa "Specjal" niepasteryzowany, po czym poziom humoru gwałtownie mi wzrósł. Myślałam, że dziś będzie znowu kac, jak zazwyczaj po 1 czy 2 piwach, ale o dziwo nic takowego się nie pojawiło. 
Dzisiaj od rana śmigałam, no bo najpierw do kościółka trzeba, potem kuzyn przyjechał (a właściwie jeszcze przed nami przyjechał, bo gdy wróciliśmy ze mszy to już czekał pod bramą), potem obiadek (ale to już mamy sprawka), zbieranie ogórków, buraki (niestety, nawet w niedzielę jak jest sezon nie można sobie pozwolić na leniuchowanie; takie życie), potem zagniotłam pizzę (pyszna była, oj pyszna :D), na sam koniec odwiedziłam zwierzaki - dałam im jeść, pić trzeba było po nich posprzątać itp. itd. No, i kolejny dzień z głowy. Ale fajnie ten czas mi minął, na pewno nie mam na co narzekać :)
Przy okazji perspektywa wyjazdu na wschód staje się coraz bardziej realna, co niezmiernie mnie cieszy. Jedyny problem to to, że żniwa jeszcze się nie zaczęły, a mogą się urzeczywistnić właśnie w terminie mojego wojażu. 
Podsumowując, cały weekend był niezmiernie ciekawy i na pewno bardzo satysfakcjonujący. Oby tak dalej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz